-"porażenie piorunem dwie osoby poszkodowane"
Gdy śmigło wróciło my już czekaliśmy na lądowisku. Weszliśmy na pokład i wpięliśmy się do poręczówki. Wewnątrz czułem lekkie obawy, nigdy wcześniej nie leciałem w taką pogodę. Im wyżej tym gorzej. pilot usiłował zbliżyć się jak najbardziej kopuły szczytowej, która była cała w chmurach. Śmigłowcem rzucało, czuć było przeciążenia po trudnej próbie podejścia odpuścił i odbił w bok schodząc nad dolinkę. Po zrobieniu koła podszedł drugi raz. Deszcz bił w okna, helikopter cząsł się, w dole niewyraźnie widać było szlak. metr za metrem próbował wywalczyć wysokość... odpuścił. drugie koło nad doliną. Trzecie podejście było podobne do poprzednich. po długiej walce śmigłowiec zatrzymał się w zawisie ok 15m nad szlakiem, a pokładowy dał sygnał do desantu, więc ustawiliśmy się w kolejce do wyjścia. Moja kolej, pokładowy podał mi linę, wpiąłem ją do mojej rolki. Zsunąłem gogle z kasku na oczy i w tym momencie puścił uchwyt gumki i gogle zostały mi w ręce. Wcisnąłem je w kieszeń i mrużąc oczy wyszedłem na stopień. Jeszcze tylko karabinek hamulcowy i w dół. Niewiele widząc szybko zjechałem i odpiąłem rolkę. Ostatnia osoba na ziemi i śmigło odleciało. Do szczytu jeszcze kawałek więc bez zbędnego gadania ruszyliśmy w górę. Gdy doszliśmy pod szczyt chmury się trochę rozproszyły i helikopter mógł podebrać poszkodowanego, który był nieprzytomny. Okazało się, że jest to wycieczka ministrantów i jeszcze kilku zostało lekko porażonych, w tym jeden przez chwilę nie czuł rąk. Wszyscy mogli chodzić więc nosze nie były potrzebne. Obserwując chłopców zaczęliśmy schodzić. Pod schroniskiem czekały już na nas samochody.
Na prawdę niesamowita historia.
OdpowiedzUsuń