wtorek, 13 maja 2014

Gałązka kosodrzewiny

Był piękny słoneczny tydzień, weekend zapowiadał się równie pogodnie. Jednak w sobotę rano, gdy wychodziłem na dyżur zmokłem podczas przejścia z domu do samochodu. Dyżur mijał z nadzieją, że nic się nie stanie. Tego dnia nie było wypadku. Telefon jednak zadzwonił. Grupa turystów zauważyła zwłoki leżące kilkadziesiąt metrów od szlaku. Pakowanie na wyprawę spokojniejsze niż zazwyczaj. Ciepłe ubranie, kurtka, z magazynu nosze, nie te które zwykle, stare, ciężkie nosze przeznaczone tylko dla tych którym nie udało się uciec.

piątek, 9 maja 2014

Grom z jasnego nieba

Tamtego dnia pogoda była nieciekawa, lekki deszcz i mgła, raczej zimno. W Góry raczej słabo więc siedziałem w domu przed komputerem na siłę szukając sobie zajęcia. Moje nudne popołudnie przerwał sygnał SMSa. "Wyprawa. Proszę zgłaszać się na centralę".  Szybko przebrałem się w rzeczy odporne na warunki atmosferyczne, wziąłem specjalnie spakowany plecak wyprawowy i dociskając trochę mocniej gaz pojechałem na centralę. Gdy dojechałem moim zdumionym oczom ukazał się śmigłowiec zabierający z centrali pierwszą  grupę ratowników. Wchodząc do budynku kierownik powiedział do mnie "zakładaj uprząż, zaraz śmigło wraca po nas". uprząż jest, kask, gogle, rękawiczki, rolka STOP, plecak, wszystko jest OK. Ale co się w ogóle stało?

środa, 7 maja 2014

Jedynka lawinowa

Pierwsze wspomnienie, coś co na początku wpadło mi do głowy.  Późna jesień, ciepło, słoneczko, w górach już trochę śniegu, jedynka lawinowa. Piękne niedzielne popołudnie przerwane przez telefon z Gór. Głos z słuchawki zawiadamia o niewielkiej lawinie, która porwała kilka osób. Nikt nie jest pod śniegiem ale jeden chłopak chyba złamał nogę, a jedna dziewczyna ma poranione nogi. Rozpoczęło się przygotowanie do wyprawy. Po spakowaniu sprzętu do samochodu wyruszyliśmy w Góry. Kierowca wysadził nas na końcu drogi, ciąg dalszy quadem. Nie udało nam się wszystkim wsiąść więc quad obrócił dwa razy. Dalej już tylko na nogach. Sprzęt na plecy i w drogę. Przez radio słyszymy, że ratownik ze schroniska jest już na miejscu i opatruje poszkodowanych. Po krótkim spacerze dotarliśmy do schroniska skąd wzięliśmy dodatkowy sprzęt i ruszyliśmy dalej. Na podejściu szlak był wyraźny, śnieg ubity w wygodne stopnie nikt nawet nie pomyślał aby zakładać  raki. Po dość wyczerpującym szybkim marszu dotarliśmy na miejsce.

Początek

Witam,
Do pisania tutaj namówiła mnie osoba, której bloga regularnie czytam. Mówiła, że mogę stworzyć coś co zaciekawi ludzi, coś czego chyba jeszcze w sieci nie ma. Sam nie jestem w temacie, to mój pierwszy blog i szczerze mówiąc czuję się tu trochę zagubiony.
Moją pasją od zawsze są Góry i wszystko co z nimi związane. Tam czuję się najlepiej, jak w domu. To w Góry uciekam od codzienności, od zgiełku dzisiejszego świata, który pędzi nie oglądając się za siebie. Ktoś kiedyś powiedział, że tego się nie tłumaczy bo ten kto doświadczył rozumie, a kto nie doświadczył nigdy nie zrozumie. Nie będę więc tu pisać o takich ucieczkach, a o ucieczkach z Gór w doliny.
Chcę dzielić się przeżyciami z momentów gdy powrót z Gór nie jest rzeczą prostą, z sytuacji gdzie żywioł zgina nam kolana i zmusza do walki o życie. Opowiem o finałach własnych łatwo zapowiadających się wycieczkach i o finałach ludzi, którzy sami wrócić nie potrafili.
Co mi z tego wyjdzie, zobaczymy...